Nie pamiętam, abym czytał zbyt wiele kazań czy opracowań na temat pogardy, a wydaje mi się, że jest to bardzo istotny temat w chrześcijaństwie. To ważne kim lub czym i dlaczego gardzimy, oraz z jakich powodów. Korzenie wzgardy dostrzegam w ocenianiu na poziomie serca jakiego dokonuje każde stworzenie obdarzone tą możliwością, czyli np. aniołowie lub ludzie. Decyzje Boga podejmowane podobnie są zawsze słuszne, ale my ludzie czasami zapominamy o swojej ułomności. Podobnie działa porównywanie się lub kogoś z innymi, albo własnymi ideałami. Wiąże się to z konsekwencjami własnej, nie zawsze słusznej, albo obiektywnej oceny. Problem najczęściej leży jednak gdzieś indziej, często decydujące jest to co wydaje nam się, że przez jakiś osąd możemy osiągnąć. Jest też coś jeszcze, co wydaje mi się niezmiernie istotne: ludzkie serce potrafi wzgardzić tym czego nie chce lub czego nie ceni, ludźmi równymi sobie, a nawet swoim Bogiem. Dzieje się to gdzieś w głębi ludzkiego jestestwa i nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Gardząc ludźmi znieważamy ich Stwórcę, lekceważąc boże przykazania również gardzimy ich autorem. Nasze życie pokazuje czemu lub komu ufamy, co jest dla nas ważne i z czym się liczymy, a co zlekceważyliśmy. To chyba jedyny papierek lakmusowy naszej wiary. Ostatecznie tylko Bóg może bezbłędnie, dokładnie i w sposób pełny ocenić nasze serce. W moim odczuciu nie znaczy to, że nie możemy ocenić czyichś słów lub postępowania, trudnej sytuacji, czy tego co Bóg już wyciągnął na światło dzienne, ale serce innych ludzi jest przed nami zakryte i tylko jego Pan i Stwórca ma prawo do wydawania o nim sądów.

W Biblii niejednokrotnie spotykamy się z zarzutami Boga względem swego ludu Izraela, mówiącymi że gardzą Jego Słowem, a odrzucając je odrzucają Jego. To dziwne, że Bóg na to pozwalał, ale w taki sposób wychodziły na jaw ukryte zamysły serc ludzkich, które wcześniej czy później zostały lub zostaną osądzone. Ja jednak chciałem skupić się na pogardzie jaka towarzyszy ludzkim osądom, albo raczej z nich wynika dotyczącą innych ludzi. Jezus powiedział: Nie można dwom panom służyć, bo jednego będzie się kochać, a drugim się wzgardzi. Jeżeli zaś czymś się wzgardzi, to się to od siebie odrzuca, a jeżeli dotyczy to ludzi, to zaczyna się ich gorzej traktować. Pomyślcie ile z tego powodu jest podziałów na świecie. Bogaci gardzą biednymi, a mocni wynoszą się ponad słabych. Młodsi nie chcą zrozumieć starszych, a miastowi poniżają mieszkańców wsi i prowincji. Ci drudzy odwzajemniają się niejednokrotnie dokładnie tym samym. Ludzie rywalizują ze sobą na płaszczyźnie zawodowej, towarzyskiej, intelektualnej, narodowościowej itd. Skupiając się na osiągnięciu korzyści dla siebie nie przebierają w środkach i nie liczą się z innymi. Kto silniejszy ten rządzi, a tolerancja tak naprawdę obca jest naszej rasie. Na wielu obszarach naszego życia społecznego budujemy hierarchię władzy. Tam gdzie jedni górują inni cierpią z powodu poniżenia lub ucisku. Odczłowieczenie ofiar złego postępowania było przez wieki podstawą krzywdzenia innych, często rozumianych jako zasługujących na karę lub zwyczajnie bezbronnych. O skali zjawiska decyduje najczęściej poziom poczucia bezkarności i akceptacja otoczenia. Nie rzadko dzieje się to również pod pozorem pomocy, czy ochrony innych, realizacji dobrych celów, albo obrony prawdy. Przez wieki mordowano innowierców, w swoim odczuciu heretyków, czy wrogów religijnych. Każdy kto w jakikolwiek sposób zagrażał pozycji przywódców zhierarchizowanych organizacji, albo chociażby ich opinii, demaskował ich złe postępowanie lub błędny sposób myślenia nie mógł się czuć bezpiecznie. Zarówno Biblia jak i historia pełne są tego przykładów. Co gorsze człowiek się nie zmienił. Nadzieją dla ludzkości nie jest rozwój cywilizacyjny lecz przemiana serca człowieka wierzącego dokonująca się pod wpływem Ducha Świętego dająca możliwość prawdziwej przemiany życia. Czy jednak właściwie korzystamy z udzielonej na łaski? Czy w ogóle zdajemy sobie sprawę z istniejącego od wieków problemu?

Dzisiaj w naszych, czyli chrześcijańskich zborach, lokalnych kościołach i wspólnotach ludzi wierzących o przeróżnych nazwach niestety postępuje się podobnie, czerpiąc wzorce postępowania z otoczenia, a nie Biblii. Dzieli się ludzi na lepszych i gorszych w zależności od potrzeb i uznania dzielącego. Tu wchodzą w grę różne interesy. Nie zawsze robi się to świadomie i ze złej woli, ale i tak bywa. Co więcej zdecydowana większość uciskających nie widzi w tym problemu, a nawet uważa siebie za dobroczyńców podwładnych i obrońców prawdy, co w ich oczach czyni ich usprawiedliwionymi. Tak spełniają się słowa Jezusa mówiącego, abyśmy mieli się na baczności przed ludźmi, gdyż będą nas prześladować i w swoich synagogach będą nas biczować, a każdy kto nas zabije będzie sądził, że oddaje chwałę Bogu. Więc mamy problem z ludźmi religijnymi. Skąd wiec bierze się w nich owe jakby podświadome poniżanie innych tak aby samemu na tym skorzystać i siebie wywyższyć? Skąd taka arogancja względem Stwórcy i Jego Słowa? Jezus modlił się do Ojca za tymi którzy będą podążać jego śladami, aby byli jedno. Jak jednak można być jedno z kimś kto uważa się za kogoś lepszego od ciebie? On nie chce się z tobą jednać, ale na tobą panować. Jeżeli nie trzymasz się powszechnie uznanego trendu możesz być prawie pewien, że spotkasz się z krytyką dotyczącą jedności i lojalności względem grupy którą prowadzą. Odrzucenie lub poniżenie twoje osoby i pozycji będzie nieuchronne, a jedność z kimś takim dla wielu niestosowna.

Światowe myślenie wlało się szerokim strumieniem w szeregi wierzących, a mimo to wydaje nam się to z różnych względów dobre. To przerażające! Wydaje mi się, że Bóg zaplanował ludzką egzystencję jako wolnych i równych sobie osób. O ileż bardziej powinno to być oczywiste wśród chrześcijan. Jezus powiedział, że kto nazwie swego brata bezbożnikiem lub głupcem, czyli poniży go zarówno w swoim sercu jak i poprzez swoje słowa i postępowanie zasługuje na piekło ogniste. Znamy również przykazanie miłości dotyczące nie tylko naszych przyjaciół, ale i wrogów. Dlaczego więc ludzie nie boją się krzywdzić i poniżać innych? Czy zniewalanie lub uciskanie chociażby tych najmniejszych należących do Jezusa ujdzie komuś bezkarnie, skoro sam Jezus klasyfikuje takie postępowanie jako jeno z najcięższych przewinień? Gdy jednak wzgardzi się kimś w swoim sercu, to łatwiej jest nazwać go później głupcem, buntownikiem, czy heretykiem. Dużo łatwiej wyrządzić mu krzywdę lub zachować się względem niego obelżywie, czy okrutnie. Niewielu dostrzega, że autor takich poczynań gloryfikuje siebie i swój punkt widzenia. Nawarstwianie się podobnych problemów może być dobre dla człowieka pod warunkiem, że się nie podda i nie załamie w wierze, ale biada temu przez kogo przychodzą takie zgorszenia. Dla mnie osobiście ma to diabelskie korzenie.

Wydaje mi się, że diabeł gdy zobaczył człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo boże wzgardził tym arcydziełem bożego stworzenia. Widział jego słabość i chwałę jaką obdarzył go Najwyższy, choć raczej siebie uznał za godniejszego tych zaszczytów. Ten tok myślenia powstaje w głowach które wcześniej w jakimś stopniu wzgardziły Bogiem i Jego Słowem, a wiemy że z diabłem tak właśnie było. Następnie diabeł doprowadził człowieka do wzgardzenia bożym zakazem dostrzegając tkwiącą w nim słabość i chęć wywyższenia. Myślę, że Bóg to przewidział, jeżeli nie zaplanował tego celowo, więc był przygotowany na taki scenariusz. Stała się też rzecz niezwykła, tam gdzie rozpanoszył się grzech jeszcze bardziej pomnożyła się jego łaska, a Bóg objawiając swoją naturę równocześnie postanowił wywyższyć człowieka sadzając go wraz z Jezusem na tronie. Tego się diabeł nie mógł spodziewać. Widzimy tutaj mechanizm złej oceny sytuacji i odrzucenie tego co pochodziło od Boga. Tych przykładów Biblii jest znacznie więcej: Dawidem wzgardziła jego żona gdy tańczył przed Arką Przymierza, naród Żydowski wzgardził Jezusem i odrzucił Go jako Zbawiciela, a nawet uśmiercił, bogaty młodzieniec wzgardził i odrzucił propozycję Jezusa o rozdaniu wszystkiego i pójściu za Nim, a czarownik Szymon wzgardził Bogiem próbując nabyć możliwość udzielania Ducha Świętego za pieniądze. Stopień i forma odrzucenia mogą być różne i mogą się też nakładać. Dotyczą rodziny, kościoła, wypadków losowych, służby, ambicji, czy standardu życia na ziemi. Za wzgardą idzie odrzucenie lub poniżenie, samotność, poczucie krzywdy, beznadziejności i porażki. Bóg jednak może to wszystko odwrócić w zupełnie inną stronę rozlewając łaskę tam gdzie była „wysuszona ziemia”.

Popatrzmy na inną sytuację gdy Jezus spotkał Samarytankę przy studni. Żydzi gardzili Samarytanami i poganami, podejrzewam że z wzajemnością. Ponadto w każdej społeczności, czy narodzie byli ci godni czci i szacunku i ci których miano za nic. Samarytanka po pięciu związkach była pewnie znaną osobą w mieście skoro potrafiła je poruszyć, ale raczej należała do tej drugiej grupy. Skoro wyszła po wodę w samo południe, gdy upał był największy i nikt wtedy bez ważnego powodu nie wychodził z domu, to widocznie był on dla niej mniejszą udręką niż spotkania z ludźmi. Była w kolejnym tym razem nieformalnym związku, więc to również mogło się nie podobać jej sąsiadom? Poza tym nie mamy dodatkowych informacji o jej stanie psychicznym. Pisząc to myślę, że czasami zbyt szybko oceniamy i potępiamy innych ludzi stawiając się ponad nimi. Rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że wiele osób wokół nas jest cierpiących i poranionych, nie chce im się żyć, nie widzą dla siebie perspektyw na przyszłość i chociaż się uśmiechają i mówią: Jest OK, to tak naprawdę sami w to nie wierzą. Kto ma im pomóc gdy chrześcijanie utracili wrażliwość na ludzką krzywdę tocząc walki o dogmaty, swoje racje i interesy? Może komuś w końcu wpadnie do głowy, że Bogu milsze jest pochylenie się nad potrzebującym niż religijne obrzędy, co można również wnioskować z bardzo znanej przypowieści Jezusa o miłosiernym Samarytaninie.

Kolejnym przykładem pogardy żywionej względnej drugiego człowieka jest opisana w Biblii modlitwa faryzeusza i celnika. Wydaje się być zupełnie bezinteresowną postawą, a mimo wszystko faryzeusz czerpie z niej poczucie bycia lepszym. Ma ona oczywiście podłoże religijne, które jak widzimy nie zabezpiecza człowieka przed nią. Ktoś mi powiedział, że wówczas faryzeusz modlił się słowami: Dziękuję Ci Boże, że nie jestem jak ten celnik i dalej wyliczał swoje religijne zasługi, które w jego oczach czyniły go wartościowszym od celnika. Obecnie jednak wielu wierzących modli się odwrotnie mówiąc, albo chociaż myśląc: Dziękuję Ci Boże za to, że nie jestem jak ten faryzeusz. Tutaj można sobie dopowiedzieć, co autor tej wypowiedzi mógł mieć na myśli. Osobiście jest to dla mnie ta sama postawa tylko rodzaj argumentacji się zmienia. To wciąż forma wzgardzenia drugim człowiekiem, a może nawet bratem swoim, którego tak jak i ciebie stworzył ten sam Bóg.

Przyjrzyjmy się jak wiele różnic jest między nami z powodu których tak wielu gardzi innymi tylko tak tego nie nazywają, a święte prawo miłości Boga i bliźniego odchodzi w zapomnienie. Jak może być jedność pomiędzy ludźmi, którzy postrzegają siebie za wyżej stojących od innych, lepszych, mądrzejszych, czy bardziej charyzmatycznych? Przypomnijmy sobie historię Izraela, prześladowania pierwszych chrześcijan, wojny krzyżowe, działalność inkwizycji, prześladowania Reformatorów, a później Anabaptystów i zastanówmy się skąd się bierze w człowieku tak wielka siła pchająca go do takiego fanatyzmu religijnego, aby siebie kosztem innych wywyższać. To przecież wzorce światowe. Nie chce mi się wierzyć, że tak wiele krzywdy dokonano w imię Boga Najwyższego i ponoć dla Jego chwały, jednak jak sądzę zupełnie rozmijając się z Jego wolą. Zamiast gardzić Bogiem, Jego Słowem i Duchem miłości, oraz Jego dziećmi jakimi są ludzie nauczmy się gardzić krzywdzeniem innych i podążaniem za tym światem cielesnym który nas otacza. Bez wzgardzenia tym co cielesne nie da się tego odrzucić, aby pójść w pokoju za Jezusem. Tutaj trzeba umrzeć dla siebie i świata, a do tego potrzebna jest moc i mądrość pochodząca z nieba. Pamiętajmy, że co będziemy cenić, to też będziemy kochać, a do czego przylgniemy do tego się upodobnimy i to będzie nam dane. Nie możemy bowiem dwom panom służyć, bo jednego będziemy kochać, a drugim wzgardzimy i warto, abyśmy o tym fragmencie nie zapominali. Sąd Boży położy kres sporom o racje, ale wówczas dla wielu będzie już za późno. Oby nie były to słowa o nas.