Bezcenna wartość poznania Boga

Chciałbym poruszyć dzisiaj pewien poważny problem współczesnego chrześcijaństwa, a mianowicie zupełny brak zrozumienia potrzeby ciągłego poznawania naszego Boga, oraz Jego Słowa. Każdy coś sobie czyta, nad czymś po ludzku się zastanawia, a potem bardzo wielu nauczycieli głosi zupełnie sprzeczne z sobą poglądy. Co więcej wszyscy powołują się na tą samą Biblię. Nikt tego nie weryfikuje, nie ma powszechnie uznanych autorytetów, albo ośrodków opiniotwórczych, więc każdy wierzy sobie w to co uważa za słuszne i nazywa to chrześcijaństwem. Może tak to powinno wyglądać, a może nie. W wielu przypadkach nie jest to jednak ta sama wiara, którą mieli Apostołowie, dlatego też w oparciu o nią nie można mieć tej samej co Apostołowie nadziei na życie wieczne. Prawda jest tylko jedna, dlatego nie można uznawać za prawdziwe oba wzajemnie wykluczające się poglądy. Słowo Boże zawsze musi pozostawać z Sobą w zgodzie. Jeżeli więc ktoś w bardziej lub mniej istotnych sprawach, świadomie lub z powodu braku objawienia, czy niedouczenia głosi kłamstwa o Bogu, czy to jest błaha sprawa? Myślę, że nie. Powody takiego stanu rzeczy mogą być różne: brak prawdziwego nawrócenia, brak powołania do nauczania, brak znajomości Boga i Jego Słowa, brak pokory przy Jego poznawaniu, brak czasu potrzebnego do przygotowania kazania, brak zaangażowania, brak jedności z Duchem Świętym, itd… . Jednak z drugiej strony nadmiar wiary w siebie i swoje możliwości, wiara w nieomylność braci których się wcześniej słuchało, wiara w swoje namaszczenie działające automatycznie, wiara w to, że wszystkie myśli przychodzące nam do głowy są Bożym prowadzeniem, itd… taka postawa to również ogromny problem. Mamy więc jakby dwie skrajności dotyczące zarówno ludzi szukających nawrócenia jak i tych którzy nawrócili się już dosyć dawno. Być może starają się żyć zgodnie ze swoją wiarą i przekonaniami, ale w wielu przypadkach doświadczają frustracji ze względu na brak oczekiwanych owoców (Iz 11,2; Gal 5,22-25; J 12,24; J 15,5). To tych szczerych braci i sióstr najbardziej jest żal gdy się słyszy o tym czego nauczają ich starsi, a oni starają się szczerze trzymać ich nauki sądząc, że to przybliży ich do Boga. W taki to sposób ci, którzy powinni prowadzić innych do Jezusa stają się przeszkodą na tej drodze (Mt 23,13; Mt 15,14).

W naszych czasach tempo życia znacznie wzrosło i trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby za wszystkim zarówno w pracy jak i życiu prywatnym nadążyć. Takie też mamy w naszych czasach chrześcijaństwo, szybkie i powierzchowne, czyli równocześnie płytkie. A to ogromna przeszkoda w dojściu do prawdziwej pokuty, upamiętania się, czy zobaczeniu prawdy w Bożym Słowie. Często zadowalamy się tym co zewnętrzne, ciekawymi nabożeństwami, krótkimi modlitwami i kilkoma wierszami przeczytanymi z Biblii na szybko i staramy się tym żyć jak najdłużej zamiast regularnie spędzać czas z Bożym Słowem i spodziewać się od Boga wszystkiego co nam w Nim obiecał. U jednych braci wygląda to lepiej, u innych gorzej, ale ogólnie rzecz biorąc na tle minionych pokoleń wypadamy słabo. Dużo krzyczymy o miłości, mało o pokucie, szybko chcemy się nawracać, długo jednak dochodzimy do bojaźni Bożej, lekko traktujemy to co czytamy w Biblii i nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że być może z prawdziwą wiarą, jako pokolenie, nie mamy zbyt wiele wspólnego. Dobrze byłoby to zmienić i nauczyć się uczyć, słuchać, szukać, badać i dociekać, a równocześnie błagać Boga, aby się nad nami zlitował i dał nam pełne nawrócenie, a potem prawdziwy duchowy wzrost w wierze. Temu powinniśmy poświęcać swój czas, siły i pieniądze, badając co jest miłe Bogu i robiąc to. Sela (czyli zatrzymaj się i pomyśl o tym co przeczytałeś).

Prz 25,2; BP „Chwałą Bożą jest rzeczy [strzec] w tajemnicy, a chwałą królów [te] rzeczy roztrząsać.”

Flp 3,7-8; BP „Ale to wszystko, co miało dla mnie wartość, ze względu na Chrystusa uznaję za bezwartościowe. I naprawdę uważam za stratę to wszystko w porównaniu z najwyższą wartością, jaką jest poznanie Chrystusa Jezusa, mojego Pana. Właśnie dla Niego wyzbyłem się tego wszystkiego i uważam to za śmieci,”

Prz 4,6-9; BP „[A to jest] początkiem mądrości: Zdobywaj mądrość, za cenę wszystkiego, cokolwiek posiadasz, zdobywaj roztropność. Nie opuszczaj jej, a ona cię zachowa; kochaj ją, a będzie czuwała nad tobą. Ceń ją wysoko, a ona cię wywyższy: ona ci chwałę zapewni, jeżeli ją posiądziesz. Wieniec łaski włoży ci na głowę, obdarzy cię koroną chwały.”

Tajemnic Bożych nie da się posiąść bez wysiłku, bez trudu, modlitwy i zaangażowania, a prawdziwa mądrość jest wynikiem długotrwałego obcowania z Bogiem. To już samo w sobie, jako droga do mądrości, jest mądre, bo już od samego początku eliminuje leniuchów, lekkoduchów, pyszałków, ignorantów, narwańców, egoistów, czy ludzi zajętych bardziej innymi sprawami. Kto nie jest gotów poświęcić się, ten do niczego poważnego na tej drodze wymagającej pracy, cierpliwości i wytrwałości, nie dojdzie. Pewne podstawowe doświadczenie Boga polegające na odkryciu Jego obecności jest dostępne dla wszystkich, ale Bożej mądrości nie da się zdobyć intuicyjnie, bo to co dla nas jest naturalne nie prowadzi do ponadnaturalnego królestwa Jezusa Chrystusa, a wręcz przeciwnie: ludzka mądrość często prowadzi nas do odstępstwa, a nawet znieważania Boga kiedy jest mylona z tą Bożą.

Iz 55,8; BP „Albowiem moje myśli nie są myślami waszymi, a wasze drogi nie są moimi drogami – stwierdza uroczyście Jahwe.”

Oz 4,6; BP „Lud mój wydany jest na zgubę, bo mu brakuje poznania. Ponieważ ty odrzuciłeś wiedzę, Ja również odrzucę ciebie i nie będziesz mi już kapłanem; zapomniałeś o Prawie swego Boga, dlatego i Ja zapomnę o twych synach.”

Wielu braci opacznie pojmuje niektóre fragmenty uznając, że pozostawanie w stanie dziecięcej prostoty jest najbardziej błogosławionym stanem, bo przecież wiedza wbija w pychę, więc najlepiej nie angażować się zbytnio w jej zdobywanie. Oczywiście jest w tym trochę racji, ale trochę to za mało, aby na tym budować chrześcijańskie życie. Niemniej jednak od czegoś trzeba zacząć i nie ma w tym nic złego jeżeli świeże osoby niewiele rozumiejące z nauki Biblii tak postępują. Problem pojawia się wówczas gdy starsi zborów, pastorzy i chrześcijańscy nauczyciele mają taką postawę poprzestając w dużej mierze na tym co usłyszą od innych. Oni też często głoszą to co im się wydaje słuszne, co przeczytali w Biblii, ale nie do końca zrozumieli, a nie mają w zwyczaju badać co na ten temat mówią inne fragmenty Bożego Słowa. Tacy ludzie byli zawsze, lecz nawet w czasach pierwszego wieku Paweł przestrzegał przed taką postawą zachęcając do badania Pism, czego sam był najlepszym przykładem do późnej starości, (robił to nawet wówczas gdy już czekał na wykonanie na nim wyroku śmierci, 2Tm 4,1-13). Podobnie myśleli inni Apostołowie, np. Piotr.

2Tm 4,1-4; BP „Zaklinam cię na Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, na Jego przyjście i Jego królestwo: głoś naukę, nalegaj – w porę czy nie w porę – przekonuj, karć, napominaj z całą cierpliwością i umiejętnością. Bo przyjdzie czas, kiedy ludzie nie zechcą przyjąć zdrowej nauki, ale według własnych upodobań dobiorą sobie nauczycieli, spragnieni tego, co miłe dla ucha, nie będą słuchać prawdy, a zwrócą się do baśni.”

1Kor 14,20; BP „Bracia! Nie rozumujcie jak dzieci. Wobec zła zachowujcie się jak dzieci, ale wasz sposób rozumowania niech będzie dojrzały.”

2P 3,15-16; BP „A cierpliwość Pana naszego uważajcie za zbawienie, jak to dzięki udzielonej mu mądrości napisał wam również umiłowany brat nasz Paweł. Pisze też o tym i we wszystkich listach. Są w nich pewne sprawy trudne do zrozumienia, które niedouczeni i nieutwierdzeni przekręcają na własną swą zgubę, podobnie jak inne Pisma.”

Te zapowiadane od dawna trudne czasy już dawno nadeszły. Wydawać by się mogło że nigdy nie było tak wielu zwodzicieli i głosicieli przeróżnych baśni i niedorzecznych opowiadań które niczemu nie służą. Bardzo niewielu jest też ludzi, którzy chcą się trzymać wyłącznie zdrowej nauki. Rozprzestrzeniła się natomiast wiara w miłość Boga lekceważącego własne Słowo, oraz wiara w samą wiarę bez dociekania w co tak naprawdę się wierzy, albo wiara w zbawczą moc nabożeństw i sprawowanych obrzędów, które są dobre gdy pozostają na swoim miejscu. To wszystko wydaje się bardzo nierozsądne jednak szerokim strumieniem wlewa się do kościoła Jezusa i jest mile witane przez wielu letnich, niezdecydowanych, leniwych i niedouczonych wierzących. W obliczy tych trudności coraz cenniejszą i bardziej pożądaną postawą jest dogłębna znajomość Bożego Słowa. Bo to nie publiczne zgromadzenia, głośne i entuzjastyczne modlitwy, czy płaczliwe lamenty wypowiadane z nabożną czcią są siłą chrześcijaństwa lecz uniżone serce człowieka, które jest tak cenne w oczach Boga (1P 3,3-4). Ono będzie ciągnęło człowieka w stronę cichego i pobożnego życia, które również podoba się Bogu (1Tym 2,1-4). Paweł zaleca nawet, abyśmy obok miłości właśnie ciche życie uczynili swoim celem (1Tes 4,9-12). Jakże to różne od tego co dzisiaj dzieje się w tak wielu niby chrześcijańskich zborach. Dużo hałasu, dużo zamieszania, dużo doczesnych celów i ambicji, rywalizacja, dążenie do władzy i zaszczytów religijnych. Zastanówmy się czy my sami zgodnie z tym poleceniem postępujemy i czy również innych do tego zachęcamy.

1P 3,3-4; TPNT „Ozdobą waszą niech nie będzie to, co zewnętrzne: sploty włosów, opasywanie się złotem, noszenie ozdobnych szat, Ale ukryty wewnętrzny człowiek, w niezniszczalnej łagodności i cichości ducha, który jest drogocenny przed obliczem Boga.

1Tm 2,1-4; TPNT ” Zachęcam więc przede wszystkim, aby zanosić błagania, modlitwy, prośby wstawiennicze i dziękczynienia za wszystkich ludzi; Za królów i za wszystkich na wysokich stanowiskach, abyśmy wiedli ciche i spokojne życie w całej pobożności i powadze. Albowiem jest to dobre i godne przyjęcia przed Bogiem, Zbawicielem naszym, Który chce, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do dogłębnego poznania prawdy.

1Tes 4,9-12; TPNT; Natomiast o miłości braterskiej nie mamy potrzeby wam pisać; bo wy sami jesteście przez Boga nauczeni, abyście miłowali jedni drugich. Czynicie to bowiem wobec wszystkich braci w całej Macedonii; ale was zachęcamy, bracia, żebyście w tym bardziej obfitowali, I abyście uczynili swoim celem życie ciche, i czynili swoje obowiązki, i pracowali własnymi rękami, jak wam rozkazaliśmy, Abyście dostojnie postępowali wobec tych, którzy są na zewnątrz i nikogo nie potrzebowali.

Pomyślmy czy Bożym celem jest produkowanie tysięcy letnich wierzących tylko powierzchownie znających Boże Słowo i tylko częściowo pełniących Bożą wolę. Dzisiaj sporo właśnie takich chrześcijan, a nawet całe zbory i denominacje poszły w stronę odkrywania siebie zamiast Bożej mądrości i samodoskonalenia się zamiast poddawania się uświęcaniu. Inne, bardziej konserwatywne zbory przerażone tym co widzą u innych zamknęły się w dobrze sobie znanych murach własnej tradycji, zasad, zwyczajów i koncepcji przetrwania. To w sumie ta lepsza część prawdziwych zborów Pańskich. Jednak również taka postawa jest tylko połowicznym rozwiązaniem i niekoniecznie sama w sobie prowadzi bliżej Jezusa. Obrona przed światem to jedno, a rozpalanie miłości do Boga i Jego sprawiedliwości to już zupełnie co innego. Wielu starszych braci nie tylko nie chce się dalej uczyć, ale też nie są otwarci na jakąkolwiek weryfikację uważając, że skoro ich przodkom wystarczyło to co im przekazali to również ich doprowadzi to do zbawienia duszy. To jednak nie zawsze tak działa. Problem pojawia się gdy nastąpi zbyt wielkie skupienie się na sprawach zewnętrznych ze stratą dla tych wewnętrznych. Wtedy z nakazu czyni się to, co powinno być owocem wewnętrznej przemiany człowieka. Zewnętrzny porządek może uspokajać oko wierzącego starszego, ale nie spowoduje jego przemiany wewnętrznej która jest istotą chrześcijaństwa, a tym bardziej nie doprowadzi go do oczyszczenia i wyzwolenia z niewoli jego grzechów i cielesnych pożądań. W taki sposób na nowo wprowadza się prawo zakazów i nakazów, które nie mają mocy udzielania życia i kształtowania ludzkiego ducha. Dlatego tak wielu wierzących uciekając przed zepsuciem tego świata wpada w pułapkę ludzkiego prawa. Zewnętrzne zasady, zwyczaje i obrzędy mają znaczenie i sens tylko wtedy gdy wypływają z wewnętrznego przekonania, wiary, miłości i prawdziwego poznania Boga, a wtedy posłuszeństwo Bożemu Słowu we wszystkim staje się dla człowieka lekkie i słodkie (Mt 11,29-30). Wówczas prawa i zakazy mające nas prowadzić do Chrystusa stają się zupełnie, albo zdecydowanie mniej potrzebne, bo ludzie czynią to co powinni sami z miłości do Boga, chętnie, wdzięcznie i z radością. Warto więc pomyśleć nad tym, aby z narzucanego innym prawa nie czynić dogmatu niezależnego od osoby i sytuacji. To bowiem co jednego wzmocni innego może zabić, albo pokaleczyć, a przecież nie o to chodzi. Tutaj trzeba się zdać na prawdziwe prowadzenie Ducha Świętego i Bożą mądrość.

Rozreklamowany wśród wierzących system spontanicznej Ewangelizacji bez późniejszego procesu wychowywania ludzi nawróconych kojarzy mi się z porzuceniem na pastwę losu bardzo wielu nowo narodzonych niemowląt, aby sobie same radziły, albo wysłaniem na wojnę ogromnego mnóstwa zupełnie nieprzygotowanych i niewyszkolonych żołnierzy (Kiedyś dawno temu w 1212 roku z powodu głupoty dorosłych ruszyła do Jerozolimy dziecięca krucjata, która była jedynie zmarnowaniem tysięcy dzieci. Nie miała żadnej duchowej siły i nie odniosła żadnych zwycięstw). Tak więc ważniejsze od liczebności wojska wydaje się jego gruntowne wyszkolenie i dobre przygotowanie do wojny. Bóg sam przygotowuje sobie ludzi do służby i wojny duchowej, ale nie dzieje się to w jednej chwili. Zwykle potrzeba do tego sporo czasu i wielu lekcji, oraz całkowitej współpracy z naszej strony. Niestety tak niewiele osób na to stać. Człowiek wierzący musi się poddać pracy Ducha Świętego, bo inaczej zginie, albo w najlepszym wypadku pozostanie jakimś duchowym karłem niezdolnym do życia i prawdziwej współpracy z Bogiem, a tego przecież nie chcemy.

Podobnie rolnik nie wychodzi na pole ciągle z pługiem, ale gdy już poorze ziemię, to ją bronuje i obsiewa, robi opryski przeciwko chwastom i szkodnikom, a potem dogląda wzrostu tego co zasiał, aby w końcu doczekać się żniw. Co za pożytek z orki jeżeli się nie posieje, albo z siania jeżeli się nie najpierw nie poorało? Wszystko wykonuje się w odpowiednim czasie i kolejności. Na wszystko jest odpowiednia pora, a Bóg poucza rolnika jaki ma być porządek tych rzeczy. Dlaczego więc współcześni chrześcijanie działają tak jakby wszystko im się pokręciło. Najpierw sieją, potem orzą, albo chcą zbierać nie w porze zbiorów? Czyżby nie słyszeli o potrzebie zachowania wyznaczonego przez Boga porządku? Czy nawet tego nie wiedzą? Świąt stanął na głowie, to fakt, ale czy również na wierzących powinno się to tak mocno odbijać? Odnoszę wrażenie, że do tego nie potrzeba wielkiej mądrości, a jednak wielu o tym zapomniało chcąc mieć ogromne plony w jak najkrótszym czasie. Skuszeni obietnicami dużego i szybkiego zysku otwierają się na świat i jego metody równocześnie oddzielając się od Boga (Jk 4,4). Nie dbając z wytrwałością o jakość naszych zborów lecz goniąc za ilością, którą można by się szczycić przed innymi i uznać za miarę własnego sukcesu, tak jak to robi świat niszczymy dzieło Pańskie lub w ogóle się z niego wykluczamy. Czy do tego nas Biblia zachęca i wręcz powołuje? Czy tak Jezus, albo Paweł wychowywali swoich następców? Zastanówmy się proszę nad tym.

2Tm 2,1-7; BP „Niech łaska Chrystusa umacnia cię, moje dziecko, a to, co usłyszałeś ode mnie – wobec wielu świadków – przekazuj ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni nauczać także innych. Znoś razem ze mną trudy jak dobry żołnierz Chrystusa Jezusa. Nikt, zaciągając się do wojska, nie zajmuje się swymi zwykłymi sprawami, jeśli chce zadowolić tego, kto go do wojska zaciągnął. I jeśli ktoś staje do zawodów, nie zdobywa wieńca, jeżeli nie walczył zgodnie z przepisami. Rolnik, który się trudzi, powinien pierwszy korzystać z plonów. Pomyśl nad tym, co mówię. A Pan ci pozwoli wszystko zrozumieć.”

Mt 28,19-20; TPNT „Idąc więc, uczyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je (zanurzając je) w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, Ucząc ich przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do końca tego wieku. Amen.”

Jk 4,4; BP „Wiarołomni, czyż nie wiecie, że przyjaźń z tym światem oznacza nieprzyjaźń z Bogiem? Kto bowiem chciałby być przyjacielem świata, stałby się nieprzyjacielem Boga.”

Tak niewielu wierzących stara się pojąć wszystko to co Bóg przez Jezusa i Jego Apostołów nam przekazał zadowalając się jedynie jakąś częścią poznanej już prawdy. Wielu wierzących słabo, a nawet czasami bardzo słabo zna przesłanie Biblii, bo jej nie czytają i nad nią nie rozmyślają. A jeżeli już to robią to niezbyt rzetelnie uważając, że skoro mają zbawienie, to po co się jeszcze mają męczyć (zwłaszcza w sytuacji kiedy nie planują nauczać). Opieranie się tylko na ogólnej wiedzy sprawia sporo kłopotów gdy chce się ją wprowadzić w życie, dlatego młodzież wielu zborów często żyje tradycją kościelną upiększając ją po swojemu. Zamiast uczyć się pobożności od starszych braci tworzą własne kręgi wzajemnej adoracji lub wspólnych zainteresowań. Tak rośnie pokolenie Biblijnych analfabetów i ignorantów, a czasami cwaniaków duchowych używających Bożego Słowa do podpierania własnych koncepcji filozoficznych i dziwacznych pomysłów. To bardzo smutny obraz pokonanego chrześcijaństwa, które nie potrafi dać odporu nawet własnym pożądliwością i cielesnym zachciankom nie mówiąc już o prawdziwej wojnie z diabłem. W tej, jak i w każdej innej sprawie nie da się Boga oszukać, dlatego widzimy tak znikomą odpowiedź Boga na te ludzkie działania, bo są one dla Niego jak ofiara Kaina (Gal 6,7; Mt 7,24-27).

Ga 6,7; TPNT „Nie dajcie się wprowadzić w błąd. Bóg nie daje się z siebie naśmiewać; albowiem cokolwiek by człowiek siał, to też będzie żął.”

Mt 7,24-27; BP „Każdy więc, kto słucha tych moich słów i wprowadza je w czyn, podobny będzie do człowieka rozsądnego, który zbudował swój dom na skale. I spadł ulewny deszcz, i wezbrały rzeki, i zerwały się wichry, i uderzyły na ten dom – a nie zawalił się, bo był osadzony na skale. Każdy zaś, kto słucha tych moich słów, a nie wprowadza ich w czyn, podobny będzie do głupca, który zbudował swój dom na piasku. I spadł ulewny deszcz, i wezbrały rzeki, i zerwały się wichry, i uderzyły na ten dom – i zawalił się. I rozpadł się zupełnie.”

Nieprzygotowane do walki wojsko w czasie próby pójdzie w rozsypkę, jak dom bez fundamentów w czasie burzy. Stal hartuje się w ogniu, a człowieka w trudzie różnorodnych doświadczeń. Czy my jednak na pewno tego chcemy? Pragnienie łatwego, wygodnego i dostatniego życia skutecznie tłumi w nas postawę ucznia chcącego podjąć żołnierskie szkolenie. Jednak bez niego na żadną wojnę Bóg nas nie wyśle. Najpierw musimy się zmierzyć z własną cielesnością i doświadczyć zwycięstwa nad własnymi zwierzchnościami które panują nad nami, takimi jak: gniew, pożądliwość seksualna, obmawianie, brak przebaczenia, skłonność do kłamstwa, lenistwo, wygodnictwo, szukanie uznania u ludzi lub własnej korzyści finansowej, itd… . Tutaj zaczyna się walka z prawdziwym i realnym przeciwnikiem, chociaż w ramach szkolenia. Na tej drodze, zwanej drogą krzyża i śmierci własnego egoizmu, uczeń może się szkolić (bo szkolenie to coś więcej niż wiedza na jakiś temat, to wychowanie i realna przemiana charakteru człowieka). Życie zgodne z Bożą wolą to cel naszego poznawania nauki Biblii. Aby to było możliwe musimy znać i kochać Boga, Jego Słowo, oraz Jego sprawiedliwość, a równocześnie nienawidzić grzechu i wszelkiej niegodziwości, która tak szybko do nas lgnie, bo tylko tak Bóg chce być czczony.

Hbr 1,9; TPNT „Umiłowałeś sprawiedliwość, a znienawidziłeś nieprawość, dlatego namaścił cię, o Boże, Bóg twój olejkiem radości jak żadnego z twoich towarzyszy.”

J 4,23-24; TPNT „Ale przyjdzie godzina, i teraz już jest, kiedy prawdziwi czciciele będą cześć oddawać Ojcu w duchu i w prawdzie. Bo i Ojciec szuka takich, którzy tak Go czczą. Bóg jest duchem, a ci, którzy Go czczą, winni Go czcić w duchu i w prawdzie.”

Zastanówmy się, czy chcemy służyć Bogu tak, aby z kochającego serca oddawać Mu cześć, czy jedynie pragniemy duchowych i doczesnych korzyści które On daje (ratunku przed piekłem, wiecznego szczęścia obiecanego świętym lub ziemskiego błogosławieństwa, zdrowia i pokoju). Czy twoje serce jest prawdziwie świątynią Bożego Ducha gdzie czci się Boże Słowo i Tego który nam Je dał? Czy pamiętasz co to jest nabożna cześć, miłość i bojaźń w sercu, a równocześnie uwielbienie i wywyższenie ponad wszystko inne w twoim życiu? Jeżeli twoje serce będzie chciało być w pełni świątynią Boga, to z całą pewnością Bóg odpowie na takie pragnienie każdego człowieka. To nie obrzędy i uroczystości, święte zgromadzenia, a nawet wspólne modlitwy i posty czczą Boga (Iz 1,2-20; Iz 58,1-14), ale przemienione wnętrze w którym Duch Boga kształtuje Bożą naturę, w której zaczynamy mieć udział.

Wspaniałym obrazem Oblubienicy Jezusa jest dla mnie w Nowym Testamencie kobieta zwana Marią, siostra Marty i Łazarza, który został wskrzeszony przez Jezusa. Jest nam ona znana nie tylko z tego, że wbrew woli ludzi, a dokładniej narażając się swej starszej siostrze, siedziała z zapartym tchem u stóp Jezusa (Łk 10,38-42), ale również ta sama Maria nawracała się u Jego stóp pokutując w milczeniu i obmywając je łzami, oraz wycierając włosami, a potem całując i namaszczając je olejkiem (J 11,2; Łk 7,37-38). To wyraz najwyższej czci pozbawionej jakiejkolwiek nutki erotycznej. Jej to zostały odpuszczone liczne grzechy ponieważ bardzo umiłowała (Łk 7,47-50). Czy taką Oblubienicą jako Kościół jesteśmy? To obraz czystej i pełnej ufności miłości Bożej jaka powinna nas cechować, a kto nie kocha Pana ten do Niego nie należy (J 15,9-14; 1Kor 16,22; Rz 8,9; 1J 2,5-6; 1J 4,16-21; Ap 22,17-20).

Łk 10,38-42; TPNT „I stało się, gdy oni szli, że On wszedł do jednego miasteczka, a pewna kobieta o imieniu Marta, ugościła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, która nazywała się Maria; ta przysiadła u stóp Jezusa i słuchała Jego słowa. Ale Marta zajęta była przy wielu posługach, przystąpiła więc i powiedziała: Panie! Czy nie obchodzi Cię to, że moja siostra zostawiła mnie samą, abym usługiwała? Powiedz więc jej, aby mnie wsparła. A Jezus w odpowiedzi, rzekł jej: Marto, Marto, troszczysz i kłopoczesz się o wiele; A tylko jedno jest potrzebne. A Maria dobrą cząstkę wybrała, która nie będzie jej odjęta.”

Łk 7,36-48; TPNT „I prosił Go pewien faryzeusz, aby z nim spożył posiłek; a gdy wszedł do domu faryzeusza, spoczął przy stole. A oto kobieta, która była w mieście grzesznicą, gdy dowiedziała się, że spoczywa przy stole w domu faryzeusza, przyniosła alabastrowy flakonik olejku, I stanęła przy stopach Jego z tyłu, płacząc zaczęła łzami zraszać Jego stopy, a włosami swojej głowy obcierała i czule całowała Jego stopy, i namaszczała je olejkiem. (…) Z tego powodu mówię ci: Odpuszczone są jej grzechy, które były liczne, bo bardzo umiłowała; a komu mało jest odpuszczone, ten mało miłuje. A On powiedział do niej: Grzechy twoje są ci odpuszczone.”

J 11,2; TPNT „A była to ta Maria, która namaściła Pana pachnącym olejkiem i wytarła Jego stopy swoimi włosami; jej to brat Łazarz chorował.”

Również i Bóg kocha nas tak, że nie jesteśmy w stanie tego sobie wyobrazić (J 3,16) i pragnie jedności z nami na wieki (Jk 4,5) przygotowując nam przyszłość której nie potrafimy sobie nawet wyobrazić (1Kor 2,9). Tego nie można zlekceważyć!

1J 3,16; BW „Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje; i my winniśmy życie oddawać za braci.”

Jk 4,5; BW „Albo czy sądzicie, że na próżno Pismo mówi: Zazdrośnie chce On mieć tylko dla siebie ducha, któremu dał w nas mieszkanie?”

1Kor 2,9; BW „Głosimy tedy, jak napisano: Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy go miłują.”

Niech więc każdy sam zastanowi się nad przytoczonymi fragmentami i sam sobie odpowie na pytanie: Jakiej miłości Bóg od nas oczekuje i jaki powinien być Kościół Jezusa Chrystusa skoro Bóg sam nazywa go Swoją Oblubienicą. Obraz tych relacji z Bogiem dopełniają inne porównania nazywające wierzących zarówno Dziećmi jak i Dziedzicami Boga, ale również Jego Przyjaciółmi i Współbraćmi Jezusa. Czy skupiając się na sprawach mniej ważnych, często doczesnych, które powinny wynikać z relacji z Jezusem, a nie ją zastępować nie zapominamy o tym co najważniejsze?

Każda miłość musi się jakoś wyrażać. Jeżeli w jakimś domu jest prawdziwa miłość, to będzie z niej wynikało pragnienie bycia razem, podobania się sobie nawzajem, dbania o siebie, wspólne rozmowy, chęć czułości, albo posiadania wspólnego potomstwa, a nawet zmiany siebie samego ze względu na drugą osobę. To dość naturalny wzorzec, chociaż w różnych domach przyjęte zwyczaje mogą się od siebie różnić, to jednak co do ogólnej zasady wszystko funkcjonuje podobnie. Jeżeli jednak w jakimś domu nie ma miłości, to wszystkie inne rzeczy które powinny z niej wynikać będą przychodziły tamtym małżonkom z trudem. To nie znaczy, że człowiek który jest rozkochany w Bogu już nic więcej nie potrzebuje. Wręcz przeciwnie. Poznawanie Boga sprawia, że możemy czcić Boga w sposób jaki jest Mu miły, przede wszystkim z głębi szczerego, kochającego i ufającego Bogu serca, ale również we właściwy sposób. Można przecież z właściwych pobudek wewnętrznych próbować czcić Boga poprzez składanie Mu jakichś ofiar, niepotrzebne umartwianie się, budowanie kapliczek, czy czczenie świętych. Tak więc zarówno szczera miłość jak i poznanie Boga są nam niezbędnie potrzebne.

Oz 6,6; BP „W miłości bowiem mam upodobanie, a nie w ofiarach, i bardziej – w poznaniu Boga niż w całopaleniach.”

Oz 6,6; BW „Gdyż miłości chcę, a nie ofiary, i poznania Boga, nie całopaleń.”

Oz 6,6; UBG „Pragnę bowiem miłosierdzia, a nie ofiary, i poznania Boga bardziej niż całopalenia.”

Jezus nie jest ideologią, personifikacją dobra, zbiorem wspaniałych praw i zakazów, a tym bardziej religią lecz Osobą. On nie tylko umarł za nas i zostawił nam prawdę o życiu i wzór postępowania, ale wciąż nas kocha i każdego dnia troszczy się o nasze dobro. Jeżeli jesteś osobą wierzącą to doświadczasz tego podwójnie. Jego miłość zapewnia ci wszystko co jest ci potrzebne do życia i pobożności, On kształtuje twojego ducha, uświęca cię i wychowuje, poddaje próbom, ale i do nich przygotowuje. Jezus zawsze cię słyszy i rozumie, zna twoje serce i każdą twoją myśl. To równocześnie jest głównym powodem bardzo słabych obecnie relacji między Jezusem i Jego Kościołem. On wie czy jest kochany, czy nie, czy się Mu ufa, czy nie, czy jest w nim bojaźń względem Niego, czy nie, czy jest szanowany, albo czczony głęboko w sercu, czy nie, albo czy chce się Mu służyć, czy chce się Go wykorzystywać do swoich celów, … itd. Tak więc to co jest ostoją człowieka wierzącego i rozkochanego w Bogu jest równocześnie podstawą upadku ludzi nie żyjących blisko Boga.

2Tm 2,19; BW „Wszakże fundament Boży stoi niewzruszony, a ma tę pieczęć na sobie: Zna Pan tych, którzy są jego, i: Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego.”

Łk 16,13-15; BW „Żaden sługa nie może dwum panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu służyć i mamonie. A słyszeli to wszystko faryzeusze, którzy byli chciwi i naśmiewali się z niego. I powiedział im: Wy jesteście tymi, którzy chcą uchodzić w oczach ludzi za sprawiedliwych, lecz Bóg zna serca wasze. Gdyż to, co u ludzi jest wyniosłe, obrzydliwością jest przed Bogiem.”

Niestety z wielu wierzących serc bije chłód, formalizm, egoizm, roszczeniowość i umiłowanie tego świata, szukanie własnej chwały i korzyści, oraz wielu innych brudów z których być może jeszcze nie zdajemy sobie sprawy. To nie jest dla Boga przyjemny zapach. Trudno się dziwić, że Jezus nie na każde zawołanie przybywa i nie na wszystkie modlitwy odpowiada. Jeżeli jednak spotyka Go coś takiego ze strony Jego Oblubienicy, która powinna Go znać, kochać i pragnąć, to jest to dla niego podwójnie przykre. Mówi o tym np. do Ozeasza, któremu nakazał wziąć sobie nierządnice za żonę, aby poczuł jak On się czuje gdy jest zdradzany i lekceważony przez swój lud (Oz 1-3). On dla nas tak wiele uczynił i nadal czyni, a my odpłacamy Mu się wyniosłością i zatwardziałością serca. On to wszystko widzi, a my w swej bezmyślności nie zastanawiamy się nad tym i przyjmujemy łaskę po łasce tak jakby nam się one w oczywisty sposób należały, nie tak jak Maria, która płacząc u Jego stóp nawet nie starała się czegoś powiedzieć, bo miała świadomość zarówno swego zepsucia jak i piękna, oraz czystości Jezusa którego spotkała. Dlaczego wśród tych, którzy dumnie nazywają siebie chrześcijanami tak często jest inaczej?

Na zakończenie porównajmy sobie dwa fragmenty jednego z listów Pawła, żeby zobaczyć jak on przedstawia istotę chrześcijaństwa (Gal 5,6; Gal 6,15).

Ga 5,6; TPNT „Bo w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, ale wiara działająca przez miłość.”

Ga 6,15; TPNT „Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie nie jest ważne, ani nieobrzezanie, ale nowe stworzenie.”

Czy widzimy, że Paweł piszący pod natchnieniem Ducha Świętego zamiennie użył „wiary działającej przez miłość” i „nowego stworzenia”? Czy nie jest to bardzo wymowne?

Wracając natomiast do myśli od której zacząłem chciałbym tylko dodać, że moim skromnym zdaniem miłość Boża została przeznaczona dla ludzi mądrych (między innymi Mądrość w Starym Testamencie zapowiada Jezusa). Głupi mądrości nie doceni, a grzesznik nie dostrzeże jej piękna, lekkoduch nie podejmie się trudu jej zdobycia, a miłośnik swojego pomysłu zmieni jej przesłanie. Chciwiec nie dostrzeże w niej korzyści, a człowiek łasy na ludzką chwałę nie będzie chciał jej chwalić, nawet gdy zobaczy, że ona chwali Boga. Tylko sprawiedliwy dostrzeże mądrość Stwórcy nie tylko w Jego dziele, ale też w Jego Prawie i wyrokach. On też je pokocha. Podobnie tylko ktoś pokorny będzie chciał słuchać Boga i stale uczyć się i upodabniać do Niego. Zastanówmy się więc, czy przypadkiem, pomimo wielu naszych wspaniałych obietnic złożonych Bogu, oraz wielu religijnych zwyczajów jakich przestrzegamy, sami dla siebie nie jesteśmy największym przeciwnikiem, a dla Boga utrapieniem. Skąd wiesz, że się Mu podobasz skoro Go nie znasz?

Oz 4,5-6; BP „Upadasz w dzień i w nocy, a razem z tobą upada też prorok. To ty przynosisz zgubę swemu narodowi! Lud mój wydany jest na zgubę, bo mu brakuje poznania. Ponieważ ty odrzuciłeś wiedzę, Ja również odrzucę ciebie i nie będziesz mi już kapłanem; zapomniałeś o Prawie swego Boga, dlatego i Ja zapomnę o twych synach.”

Czy i dzisiaj wielu ludzi uważających się za Boży lud, Jego kapłanów i proroków nie zapomina o Jego Słowie i nie stara się prawdziwie Go poznać, a w ten sposób ściąga na siebie i swoich najbliższych Boży sąd? Dlaczego tak wielu ludziom nie zależy na poznawaniu Boga? Chyba dlatego, że nie zależy im na prawdziwym oddawaniu Mu czci tak jak jest Mu to miłe. To zaś jest niestety dowodem braku miłości do Boga. A bez niej wszystko do czego zachęca nas Bóg w Swoim Słowie wydaje się ludziom trudne i radykalne, a z nią proste i lekkie (jak w małżeństwie). Czy ten małżeński przykład nie wydaje się wam bardzo wymowny? Sela.



Tomasz Jaśkowiec